Niezwyczajne przygotowanie do Wielkiego Postu

 


Takiego przebiegu dnia nie spodziewałam się...

Już od dłuższego czasu przymierzałyśmy się wspólnie z naszą małą wspólnotą do jakiejś wyprawy poza miasto. Najpierw miałyśmy chorych na Covid we wspólnocie i nie było to możliwe ze względu na ilość pracy. Potem Boże Narodzenie, potem przedłużony "lockdown" i tak wciąż coś.  Wczoraj przeglądając zdjęcia znajomych zobaczyłam, że jedna osoba wstawiła zdjęcia z sobotniej wyprawy z bardzo szczególnego miejsca, którego ja jeszcze nie odwiedziłam. Okazało się, że także żadna z moich sióstr tam nie była. I tak wspólnie z jednym z księży ze wspólnoty udało nam się wyjechać nie byle gdzie bo na Pustynię Judzką. O tej porze roku pustynia ma zupełnie inny urok. Słońce przygrzewa bardziej niż w Jerozolimie i nawet w cieniu czuć takie ciepło, jakiego trudno tu doświadczyć w lutym...Cisza pustyni i jedynie śpiew czarnotków arabskich, których tu na pustyni nigdy nie brakuje.

Tak ja nie brakuje beduinów chcących za wszelką cenę coś sprzedać. My, trzy siostry zakonne, każda z innego kraju: Filipinka, Koreanka i Polka - jasne, że wyglądałyśmy na turystki. Ale na szczęście towarzyszył nam tutejszy człowiek, czyli ks. Firas, który jest Palestyńczykiem. I tu beduini zostali zaskoczeni...

Ks. Firas, zanim udaliśmy się na spacer wzdłuż muru niesamowitego monasteru Mar Saba - tak, tak, to właśnie miejsce było naszym celem! Kto był, widział, to wie skąd moje podekscytowanie - zaproponował, abyśmy zapukali do drzwi klasztoru. Byłam trochę sceptycznie do tego nastawiona, wiedząc, że nie wpuszczają do środka kobiet a także, że grecy ortodoksyjni mają różny stosunek do katolików. Ale zaryzykowaliśmy. I dzięki Bogu!!! Dlaczego? Bo wpuścili nas do środka...już widzę minę tych, co mnie czytają a nie udało im się wejść. No dobra, to żart. Nie weszliśmy, chociaż ksiądz mógł. Będąc mężczyzną. 

Kiedy otworzyły się drzwi stanął w nich młody, PRZYSTOJNY, mnich. Dlaczego podkreślam, że przystojny? No bo był przystojny a musicie mi uwierzyć na słowo, bo zdjęcia nie zobaczycie. Nie zgodził się. Ja nie prosiłam. Inna siostra zapytała. I rozumiem. Takie życie do czegoś zobowiązuje.

Pozdrowiliśmy go i powiedzieliśmy, że nie chcemy przeszkadzać, że chcieliśmy mu życzyć jedynie dobrego dnia. A on zaskoczony zapytał, że jak to tak? Tylko tyle? Zniknął na chwilę, po czym pojawił się z pudełkiem cukierków. No to nas mile zaskoczył. I to spotkanie nie zakończyło się na cukierkach...spędziliśmy z nim sporo czasu zadając najróżniejsze pytania, a on z uśmiechem życzliwie na nie odpowiadał: ile lat jest w monastyrze, skąd pochodzi, jak ma imię (żadne z nas niestety nie zapamiętało i myślę, że tak miało być), jak wygląda rytm dnia, ilu mnichów mieszka w Mar Saba, jak wyglądało jego powołanie, jaka była reakcja rodziców na jego decyzję o wstąpieniu, itd. 

Sposób w jaki odpowiadał nie był jedynie zwykłym udzielaniem odpowiedzi. Stwierdziliśmy wspólnie później, że to była duchowa konferencja i niezwykłe wprowadzenie do Wielkiego Postu.

Sam monastyr wzbudził jedynie nasz apetyt na ponowne odzwiedzenie tego miejsca, jako że nie dysponowaliśmy odpowiednią ilością czasu aby obejść go dookoła lub zatrzymać się na chwilę kontemplacji.

Nie będę rozpisywać się o historii i powstaniu klasztoru Mar Saba, bo można o tym poczytać w wielu miejscach w internecie. Ale zachęcam na pewno do wpisania sobie tego miejsca na listę "do zobaczenia w Izraelu/Palestynie", bo ogromnie warto!

Mar Saba

Mar Saba



Dolina Cedronu

Wejście do monasteru Mar Saba



Komentarze