...trzy kawałki macy na sederowym talerzu przedstawiały Trójcę.


Jacek Salij OP

LOGIKA BOŻEGO UDZIELANIA SIĘ LUDZIOM




Dlaczego w Starym Testamencie prawda o Trójcy Świętej nie była jeszcze objawiona? Bo takie są obyczaje Pana Boga — odpowiada na to pytanie wielki teolog z IV wieku, św. Grzegorz z Nazjanzu — że On najpierw nas obdarza i dopiero wtedy zaczynamy Jego dary rozumieć.
Zgodnie z tą logiką, najpierw nas Ojciec Przedwieczny obdarzył swoim Synem, a następnie — pięćdziesiąt dni po Jego zmartwychwstaniu — Duchem Świętym. Dopiero wtedy, już obdarowani, zaczęliśmy jako Kościół pojmować, co to wszystko znaczy: że Ten, który przyszedł do nas od Ojca, jest Bogiem prawdziwym i stanowi On jedno z Ojcem; że równy Im w bóstwie Duch Święty, którego świątynią są wszyscy żyjący w łasce Bożej, jest osobową Miłością Ojca i Syna.
Przypomnę tylko dla porządku, że dla każdego z nas poszczególnie to niepojęte obdarowanie zaczyna się przez chrzest, a jego kresem jest życie wieczne. Przez chrzest bowiem zostało zapoczątkowane nasze włączanie w Boże synostwo Jezusa Chrystusa, życie zaś wieczne będzie polegało na tym, że będziemy bez reszty zanurzeni w Jego niepojęcie intymnej wspólnocie z Ojcem i Duchem Świętym.
Wróćmy jednak do Starego Testamentu. Wprawdzie prawda o trójjedyności Boga nie jest tam jeszcze objawiona, to jednak w różnorodny sposób z ksiąg Starego Testamentu prześwituje. Zwrócił na to uwagę sam Pan Jezus. Przytoczył kiedyś mesjański Psalm 110: „Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po mojej prawicy” i zaczął podpowiadać swoim słuchaczom, że przecież słowa te mówią o Bożym synostwie Mesjasza (por. Mt 22,41—46).
Ojcowie Kościoła pokazywali dziesiątki i setki takich miejsc w Starym Testamencie, które prześwitują prawdą o Trójcy Świętej. Dlaczego na przykład — żeby zacząć od pierwszej strony Starego Testamentu — Bóg Stwórca mówi o sobie w liczbie mnogiej: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1,26)? Czyż chrześcijaninowi nie wolno się domyślać, że natchniony przez Ducha Świętego tekst przygotowywał nas w ten sposób do przyjęcia prawdy, że jeden jedyny Bóg jest wspólnotą Osób?
Zresztą przypatrzmy się prostemu zdaniu, które wielokrotnie powtarza się w opisie stworzenia świata: „Bóg rzekł”. Ojcom Kościoła zdanie to spontanicznie kojarzyło się z początkiem Ewangelii Jana. Przepaść dzieli — wyjaśniali — słowa ludzkie, które są tylko przemijającymi wyrazami, i to Słowo, które jest równym Przedwiecznemu Ojcu Bogiem prawdziwym. Przez to właśnie Słowo, które było u Boga i samo jest Bogiem, wszystko zostało stworzone. Co więcej, to Słowo dla naszego zbawienia stało się człowiekiem i zamieszkało między nami.
Jeden z takich trynitarnych prześwitów stał się nawet duchowym źródłem słynnej ikony Rublowa Trójca Święta. Chodzi o osiemnasty rozdział Księgi Rodzaju, gdzie opisano gościnę, jakiej Abraham udzielił samemu Bogu. „Trzech Ich Abraham widział, jednego uwielbiał” — streszcza tę scenę jeden z wersetów dawnej liturgii na niedzielę Trójcy Świętej.
A jednak nie można powiedzieć, że prawda o Trójcy Świętej była objawiona już w Starym Testamencie, bo wtedy jeszcze była przed ludźmi zakryta. Jak zatem wyjaśnić fenomen, że prawdy o trójjedyności Boga ludzie Starego Testamentu jeszcze nie znali, a zarazem, że cały Stary Testament tą prawdą przebłyskuje?
Jedno z drugim da się pogodzić bardzo prosto. Prawda ta nie była jeszcze objawiona, bo wtedy ani Duch Święty nie został jeszcze nam dany, ani nawet Syn Boży nie był jeszcze jednym z nas i nie dokonał swego zbawczego dzieła. Zarazem to przecież Bóg prawdziwy — ten, który jest Ojcem i Synem, i Duchem Świętym — przygotowywał wówczas dla nas to wszystko, czym mieliśmy zostać obdarzeni w Jezusie Chrystusie, i właśnie dlatego znajdujemy w Starym Testamencie tak wiele przebłysków prawdy trynitarnej.
Z podziwu godną zwięzłością tę logikę Bożego dawania się ludziom wyraził święty Augustyn: już w Starym Testamencie ukryty jest Nowy, w Nowym zaś Testamencie Stary odsłania całą swoją prawdę.
Na ciekawy przyczynek do naszego tematu natrafiłem niedawno, czytając duchową autobiografię Rachmiela Frydlanda. Autor należy do wspólnoty Żydów mesjanicznych, którzy wiarę w Chrystusa i w Trójcę Świętą przeżywają jako dopełnienie wiary swoich przodków. Otóż podobnie jak Ojcowie Kościoła w Starym Testamencie, Frydland przebłysków prawdy trynitarnej doszukuje się w tradycyjnym judaizmie, w którym został wychowany.
Co bowiem znaczy — pyta — ta tajemnicza troistość, którą kończy się formuła, wypowiadana przez pobożnych Żydów przed każdą ważną modlitwą i ceremonią: „Zaprawdę, jestem przygotowany, by uwielbić i oddać chwałę mojemu Stwórcy oraz wypełnić Jego przykazanie, w imieniu Jedynego Świętego. Niech będzie błogosławiony On i Jego Szechina, przez Tego, który jest ukryty”.
Tu warto przypomnieć, co pisał na temat Szechina Franz Rosenzweig, jeden z największych teologów żydowskich XX wieku: „Szechina, zstąpienie Boga pomiędzy ludzi i Jego zamieszkiwanie wśród nich, przedstawiana jest jako rozdzielenie, które dokonuje się w samym Bogu. Sam Bóg oddziela się od siebie, oddaje się swojemu Ludowi, współcierpi z nim, przenosi się wraz z nim na wygnanie, towarzyszy mu w jego pielgrzymowaniu”. Nic na to nie poradzę, że czytając to wyjaśnienie, spontanicznie myślę o tajemnicy wcielenia Syna Bożego i Jego ukrzyżowania jako najgłębszym przejawie owej Szechina.
Jeszcze raz zerknijmy do książki Frydlanda. Oto jak wyjaśnia on jedną z ceremonii, która ma miejsce podczas wieczerzy pesachowej: „Jako najmłodszy uczestnik ceremonii miałem za zadanie wykraść afikomen, czyli kawałek macy schowany przez ojca. Przed wieczerzą trzy kawałki macy leżały na specjalnym talerzu sederowym. Po zakończeniu posiłku tata wziął środkowy z nich, złamał go i schował przed nami. Następnie moje siostry i ja wyruszyliśmy na poszukiwania. Ten, kto znalazł macę, miał zażądać podarunku w zamian za jej oddanie. Był to bardzo ważny moment, ponieważ w dalszej części wieczoru afikomen miał zostać podzielony między wszystkich członków rodziny. Ten kawałek macy symbolizował pesachowe jagnię — ofiarę, w której udział mieli wszyscy domownicy”.
„Dopiero wiele lat później zacząłem pojmować — tłumaczy Frydland — że trzy kawałki macy na sederowym talerzu przedstawiały Trójcę. Środkowy z nich, tak jak Syn Boży, został za nas złamany. Obserwowałem ojca, gdy zawijał go w białe płótno, »grzebał«, po czym rozdzielał go — zmartwychwstałego — pomiędzy wszystkich w czasie wychylania trzeciego pucharu wina”. A warto jeszcze wiedzieć, że 0 znaczy: „mający przyjść”.
Najdalej jednak w poszukiwaniu przebłysków prawdy trynitarnej poszedł święty Augustyn. Rzecz jasna, wiedział on doskonale o tym, że samym tylko rozumem nigdy byśmy nie poznali tego, że Bóg jest trzema Osobami. Kiedy jednak dzięki Chrystusowi już o tym wiemy — mówił Augustyn — wówczas rzeczywistość na każdym kroku przypomina nam o tym, że jest dziełem Trójjedynego.
Jest to słynna nauka Augustyna o triadach. Na przykład każdy z nas jest trójjednią życia, rozumu i woli. Żyć w sposób nierozumny albo nie chcieć rozumnego życia to niszczyć samego siebie, to przekreślać swoje człowieczeństwo.
Tak samo warto czasem przypatrzeć się trójjedni prawdy, dobra i mocy. Każda z tych wielkich wartości, pozbawiona towarzystwa choćby tylko jednej z nich, staje się niepełna, a nieraz jest nawet naszym przekleństwem. Bo czymże jest prawda, której obojętne jest dobro? Albo co warte jest dobro nieprawdziwe? I jakim przekleństwem może być moc, która wzięła rozwód z dobrem!
Jednak wciąż na nowo musimy sobie przypominać, że wszelkie przebłyski prawdy o Trójcy Świętej pozostaną dla nas nieczytelne, dopóki nie pozwolimy Panu Jezusowi wypełniać wobec nas swojej obietnicy: „Jeżeli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego i będziemy u niego przebywać” (J 14,23; por. 14,16n). Co więcej: Jeżeli nie ma w nas łaski Bożej i nie miłujemy Boga, wówczas sama nawet znajomość prawdy o Trójcy Świętej pozostanie w nas nauką jałową i pustą.

Zawsze lubiłam wykłady z O. Jackiem Salijem...


Na taka okazję to najlepiej Rublova trzeba by tu wstawić. Ja jednak uległam mojej "miłości" do pewnego miasta, i jego cudownych miejsc, które mogłam kiedyś przemierzać na własnych nogach ( i na rowerze), jak ten most Św. Trójcy...Ach, Florencja!

Do Rublova jednak też mam dużą słabość:



Komentarze