Jeden z moich ulubionych...Guido di Pietro lub Jan z Fiesole lub...?
Beato Angelico - Malarz w habicie, wspomnienie 18 lutego
Nigdy nie sięgał po pędzel bez odmówienia modlitwy. Był wybitnym
malarzem wczesnego renesansu, nadto dominikaninem, człowiekiem wielkiej pokory, łagodności i pobożności. Mieszanka, przyznajmy, dość szokująca. Już za życia miał przydomek „Beato” (błogosławiony). Beatyfikował go jednak dopiero Jan Paweł II w roku 1982.
Urodził się około 1400 roku jako Guido di Pietro w pobliżu Florencji. Kiedy skończył dwadzieścia lat, wstąpił do klasztoru dominikanów w Fiesole, gdzie przybrał imię Jana z Fiesole.
Do historii Kościoła i historii sztuki przeszedł jako Fra Angelico (Brat Anielski). Otrzymał ten przydomek, ponieważ tematem jego dzieł były często postacie aniołów. Wiele lat spędził we florenckim klasztorze św. Marka, ale modlił się i malował również w Kortonie, Foligno i Orvieto. W połowie XV w. zyskał taką sławę, że sprowadzono go do Rzymu, gdzie - na zlecenie papieży Eugeniusza IV i Mikołaja V - wykonał freski w kaplicy pałacu watykańskiego. Zmarł 18 lutego 1455 r. w Rzymie. Według tradycji, po jego śmierci po policzku każdego z namalowanych przez niego aniołów spłynęła łza. Pochowano go w rzymskim kościele Sopra Minerva.
Aby zasmakować piękna dzieł Fra Angelica, najlepiej zwiedzić klasztor św. Marka we Florencji, w którym wiele ścian zdobią freski artysty dominikanina. U szczytu schodów prowadzących na pierwsze piętro znajduje się niezwykle piękne „Zwiastowanie”, z inskrypcją przypominającą zakonnikom, aby przechodząc obok odmawiali „Zdrowaś Maryjo”. Dalej w 44 celach mnichów znajdują się pobożne freski Fra Angelica lub jego pomocników przedstawiające sceny z Ewangelii.
W tym samym klasztorze kilkadziesiąt lat później przeorem był Girolamo Savonarola, asceta, grzmiący z ambony na artystów za uleganie fascynacji pięknem, które odwodzi od Boga. A przecież ilekroć szedł do swej celi, musiał zatrzymywać wzrok na radosnym, kolorowym „Zwiastowaniu” namalowanym przez swojego współbrata. Musiał więc dostrzegać, że między wiarą a sztuką może istnieć głęboka jedność, że obie te dziedziny ludzkiego ducha nie muszą ze sobą walczyć, ale mogą się nawzajem wzbogacać, inspirować, przenikać.
Niestety, głęboka jedność wiary i sztuki, która owocowała tak obficie przez wieki, dziś została w znacznym stopniu zerwana. Jan Paweł II w Liście do artystów wzywał do odnowienia tego utraconego przymierza, powołując się między innymi na dzieło Fra Angelica. Pisał: „Kościół potrzebuje sztuki. Musi bowiem sprawiać, aby rzeczywistość duchowa, niewidzialna, Boża, stawała się postrzegalna, a nawet w miarę możliwości pociągająca”. Ale też przekonywał artystów, że religia jest wciąż wielkim źródłem natchnienia: „O ileż uboższa byłaby sztuka, gdyby oddaliła się od niewyczerpanego źródła Ewangelii!”.
Nie wszyscy mogą być artystami, to oczywiste. A jednak, jak stwierdził Papież: „zadaniem każdego człowieka jest być twórcą własnego życia: człowiek ma uczynić z niego arcydzieło sztuki”. A zatem do dzieła!
malarzem wczesnego renesansu, nadto dominikaninem, człowiekiem wielkiej pokory, łagodności i pobożności. Mieszanka, przyznajmy, dość szokująca. Już za życia miał przydomek „Beato” (błogosławiony). Beatyfikował go jednak dopiero Jan Paweł II w roku 1982.
Urodził się około 1400 roku jako Guido di Pietro w pobliżu Florencji. Kiedy skończył dwadzieścia lat, wstąpił do klasztoru dominikanów w Fiesole, gdzie przybrał imię Jana z Fiesole.
Kosciol i klasztor sw. Dominika w Fiesole, do ktorego wstapil Beato Angelico - przez dwa lata moj kosciol parafialny. |
Aby zasmakować piękna dzieł Fra Angelica, najlepiej zwiedzić klasztor św. Marka we Florencji, w którym wiele ścian zdobią freski artysty dominikanina. U szczytu schodów prowadzących na pierwsze piętro znajduje się niezwykle piękne „Zwiastowanie”, z inskrypcją przypominającą zakonnikom, aby przechodząc obok odmawiali „Zdrowaś Maryjo”. Dalej w 44 celach mnichów znajdują się pobożne freski Fra Angelica lub jego pomocników przedstawiające sceny z Ewangelii.
W tym samym klasztorze kilkadziesiąt lat później przeorem był Girolamo Savonarola, asceta, grzmiący z ambony na artystów za uleganie fascynacji pięknem, które odwodzi od Boga. A przecież ilekroć szedł do swej celi, musiał zatrzymywać wzrok na radosnym, kolorowym „Zwiastowaniu” namalowanym przez swojego współbrata. Musiał więc dostrzegać, że między wiarą a sztuką może istnieć głęboka jedność, że obie te dziedziny ludzkiego ducha nie muszą ze sobą walczyć, ale mogą się nawzajem wzbogacać, inspirować, przenikać.
Niestety, głęboka jedność wiary i sztuki, która owocowała tak obficie przez wieki, dziś została w znacznym stopniu zerwana. Jan Paweł II w Liście do artystów wzywał do odnowienia tego utraconego przymierza, powołując się między innymi na dzieło Fra Angelica. Pisał: „Kościół potrzebuje sztuki. Musi bowiem sprawiać, aby rzeczywistość duchowa, niewidzialna, Boża, stawała się postrzegalna, a nawet w miarę możliwości pociągająca”. Ale też przekonywał artystów, że religia jest wciąż wielkim źródłem natchnienia: „O ileż uboższa byłaby sztuka, gdyby oddaliła się od niewyczerpanego źródła Ewangelii!”.
Nie wszyscy mogą być artystami, to oczywiste. A jednak, jak stwierdził Papież: „zadaniem każdego człowieka jest być twórcą własnego życia: człowiek ma uczynić z niego arcydzieło sztuki”. A zatem do dzieła!
Kaznodzieja pędzla
Świat malarstwa Fra Giovanniego da Fiesole jest światem idealnym, którego atmosfera emanuje pokojem, świętością, harmonią i weselem, i którego realność materializuje się w przyszłości, kiedy na Nowej Ziemi i w Nowych Niebiosach zatriumfuje ostateczna sprawiedliwość – tak mówił o artyście z Florencji papież Pius XII.Kiedy Guidolino di Pietro – bo tak brzmi prawdziwe imię Beato Angelico – już jako uznany artysta wstępował do klasztoru dominikanów w Fiesole, oczekiwał na niego jako bezpośredni mistrz i nauczyciel ojciec Antonino Pierozzi, człowiek niezwykłej wiary i szerokich horyzontów, który na kartach historii Kościoła zapisał się jako św. Antonino. Były to czasy, kiedy wśród dominikanów ścierały się dwie tendencje: jedni ciążyli bardziej ku studiowaniu i poszerzaniu wiedzy uniwersyteckiej, inni większy nacisk kładli na przepowiadanie słowa Bożego.
Aby wyjść naprzeciw obydwu nurtom, rezolutny biskup Florencji postanowił przebudować konwent, dzięki czemu zwolennicy obydwu opcji będą mogli zamieszkać osobno; jedni oddadzą się studiom, drudzy przepowiadaniu. W ten sposób został rozbudowany pod patronatem Cosimo de Medici klasztor św. Marka, zaprojektowany przez wybitnego wówczas architekta Michelozzo. Prace nad ozdobieniem ścian freskami powierzono Fra Giovanniemu, znanemu właśnie jako Beato Angelico.
Cela oznaczona numerem 10 wspomnianego klasztoru przeznaczona była dla przeora. Artysta nie miał wątpliwości, jaki fresk powinien ją zdobić; wybrał ewangelijną scenę ofiarowania Jezusa w świątyni. Dlaczego? Jego myśl biegła następująco: gdy Maryja i Józef zgodnie z żydowskim zwyczajem przynieśli swego Pierworodnego do świątyni, Symeon natychmiast rozpoznał w Nim Mesjasza. Przeor klasztoru również winien rozpoznawać w młodych adeptach mnisiego życia powołanie, dlatego właśnie Symeon powinien mu patronować.
W malowidle Beato Angelico spotkanie Świętej Rodziny z Symeonem odbywa się w obecności świadków; są nimi św. Piotr Męczennik i Anna, córka Fanuela. Punkt centralny fresku wyznaczają dłonie Maryi – dłonie, które ofiarowują i przyjmują zarazem. Z twarzy Matki Chrystusa emanuje niezmącony spokój, jednak kolorystyka Jej szat wskazuje na późniejszą realizację proroctwa o duszy, którą przeniknie miecz. Fiolet płaszcza symbolizuje cierpienie, czerwień sukni mękę. W taką symbolikę wpisują się igrające płomienie ognia, wydobywające się z ołtarza i niemal smagające dłonie młodziutkiej Matki Zbawiciela.
Najbardziej niezwykły moment malowidła to jednak spotkanie oczu: wzrok małego Jezusa napotyka oczy starca Symeona. Na linii spojrzeń niemal iskrzy. Nić pełnego zrozumienia mówi wszystko: starzec uświadamia sobie, Kogo trzyma w dłoniach, Jezus zdaje się czytać w myślach pobożnego Izraelity. Ten bezsłowny dialog sprawia, że niemal statyczna scena nabiera dynamizmu. Spoglądający na fresk staje się uczestnikiem akcji. Przenosi się w miejscu i czasie.
Nagle znajduje się w świątyni jerozolimskiej, stoi obok córki Fanuela i Piotra Męczennika i niemal słyszy wyśpiewany kantyk starca. Anna lewą dłonią zdaje się wskazywać Niemowlę. Pozostałe trzy postacie skupiają wzrok na Symeonie i Jezusie. Na twarzy Symeona pojawia się niemal uśmiech, jakby powodowany czystą niewinnością Dziecka, jednak w oczach widać cień przyszłych wydarzeń: starzec zdaje się rozpoznawać tajemnicę śmierci Chrystusa. Krzyż zresztą wpisany jest w krąg aureoli, która otacza główkę Dziecka. A czy szaty, którymi oplecione zostało Niemowlę, nie przypominają już całunu?
Piękno postaci zostaje wydobyte przez złote światło, które dominuje we fresku. To właśnie ono wyodrębnia postacie z otaczającego je tła, odcina i uwyraźnia. Zieleń płaszcza proroka dorzuca klimat nadziei do tego światła, tak że cień zapowiadanej śmierci zostaje jakby złagodzony. W ten właśnie sposób głosił Ewangelię mnich Zakonu Kaznodziejskiego, Beato Angelico.
ks. Tomasz Jaklewicz
http://kosciol.wiara.pl/doc/490557.Blogoslawiony-Jan-z-Fiesoli-Fra-Angelico-Malarz-w-habicie
a wczoraj obrazy Fra Angelico zdawałam na egzaminie :)
OdpowiedzUsuńNo i jak poszlo?
OdpowiedzUsuń