Kiedy codzienność staje się cudem...
Myślę, że fizycznie nie sposób człowiekowi żyć w ciągłym zachwycie
- przynajmniej jeszcze nie teraz, a jeśli potem tak będzie, to ...będzie
pięknie!
A ja czuje, że gdyby nie słabość ludzka, zwana rutyną i
przyzwyczajeniem, to już bym nie żyła. To nie jest tak, że chodzę w obłokach i
wącham kwiatki i nie mam życia bez stresów. Wprost przeciwnie. I właśnie
dlatego cuda mnie wprawiają w tym większe zdumienie, że są "pomimo"
stąpania twardo po ziemi i kalkulowania na sposób bardzo ludzki, przyziemny.
Wczoraj jeden z franciszkanów życząc mi dobrego świętowania mówił,
żebym tylko zeszła potem z góry. No właśnie zeszłam, i cuda działy się dziś na
dole.
Ale już przejdę do faktów. Dziś rano, o g.4.30, wyruszyłyśmy na
Górę Oliwną, żeby o g. 5.30 uczestniczyć w Eucharystii sprawowanej w miejscu
gdzie wg tradycji Jezus wstąpił do nieba. Co było szczególne, to zimno jakie
zaczęło się wczoraj wieczorem. No i cała celebracja bardzo szczególna, bo
tylko jeden dzień w roku można tam sprawować liturgię. Miejsce należy do muzułmanów.
A zaraz po Mszy zbiegłyśmy z dwoma naszymi wolontariuszkami z Góry
Oliwnej, żeby odebrać kolejną Panią, która przyjechała właśnie dziś rano z
Polski na wolontariat.
I gdzie cud? No właśnie...dla mnie cudami nie są miejsca, ale
ludzie. Są u nas 4 osoby na wolontariacie Adoracyjnym, które uczestniczą w
modlitwie o pokój. I wciąż zaskakuje mnie to w czym uczestniczymy.
Czasem osoby uśmiechają się jak odpowiadamy na pytanie co robimy w Jerozolimie:
modlimy się. No jasne, bo wszyscy się tu modlą, nic szczególnego więc nie
robimy. Ale kto powiedział, że mamy robić coś szczególnego? A jednak to nie
jest takie "tylko" modlenie się. Nasz Założyciel mówił, że jeśli jest
wolą Boga by jakieś zgromadzenie istniało, to będzie przysyłał powołania.
Myślę, że tu doświadczamy czegoś podobnego. Jeśli Adoracja ma trwać, to Pan się
o nią zatroszczy. Ale ważne jest z naszej strony by trwać. A my trwamy. Czasem
jest trudno, ale nic nadzwyczajnego. Cudem i znakiem dla mnie niesamowitym są
osoby, które decydują się na wolontariat. Dlaczego? Bo praktycznie nie robimy
nic aby jakoś to nagłaśniać, a osoby zgłaszają się już na przyszły rok, i to
nie tylko na styczeń czy luty, ale i na ostatnie miesiące 2012 roku. Oczywiście
już nie wspomnę o wakacjach.
Nie spotkałam jeszcze tu w Jerozolimie wolontariatu modlitewnego.
No jasne, kto by "tracił" na to czas? A jednak! I coraz bardziej
zauważam, że osoby, które przyjeżdżają na ten wolontariat, są inne niż
wolontariusze np. w Kustodii. Ale nie umiem wyjaśnić na czym ta różnica
polega...Nie są lepsi czy gorsi. Są inni.
Nie wiem czy akurat tego posta będzie czytał ktoś, kto szykuje się
na ten wolontariat, ale myślę, że dobrze by było, żeby do naszego wolontariatu
w pewien sposób starać się przygotować. Chodzi o doświadczenie
modlitwy. Żeby np. nie być zaskoczonym, że po godzinie ktoś jest zmęczony
obecnością przed Najśw. Sakramentem. Naprawdę, jeśli ktoś nie ma praktyki
modlitwy myślnej (odwołuję się teraz do pewnego "wtajemniczenia" w
życie duchowe ;) może nie mieć do siebie cierpliwości. Może nie wiedzieć co
zrobić z godziną lub dwoma w ciszy przed Najśw. Sakramentem. Rozmawiając o tym
z pewną osobą, doradziła by sugerować chętnym na wolontariat
wcześniejszą praktykę Adoracji. Myślę, że byłoby to bardzo korzystne.
Tak więc trwam w zachwycie, że Pan dba o to aby wolontariat,
pomimo krótkiego czasu istnienia, rozwijał się. Choć dla mnie oznacza to niezłą
łamigłówkę znajdowania i godzenia różnych terminów.
Wiele osób nam pomaga aby ten wolontariat trwał: dobrodzieje,
którzy finansują mieszkanie dla wolontariuszy (tu też towarzyszy nam
zawierzenie, że zawsze jakoś pieniądze się znajdą, choć nigdy nie ma na zaś),
pan Łukasz, który już dla kilkunastu osób znalazł korzystne połączenie
lotnicze, pan Shibli, który wynajmuje nam mieszkanie i jest naprawdę super
człowiekiem, sąsiedzi wolontariuszy sympatyczni i serdeczni tak oni jak i ich pies,
Bianca, i wszyscy ci, którzy np. umożliwiają zwiedzanie, uczestnictwo w różnych
wyjazdach w miejsca Święte...A wszystko to skoncentrowane wokół
Eucharystii. Choć wiele osób nawet nie ma tej świadomości. Na chwałę Bożą. I
dla dobra dusz...można chcieć więcej?
A najważniejsze, że od 1 czerwca Adoracja u nas w Kościele trwa do 20.00, czyli o dwie godziny dłużej...czyli codziennie całe 12 godzin wystawienia Najśw. Sakramentu!!! Jedyny Kościół tak otwarty i z możliwością na modlitwę w ciszy w Jerozolimie!
hm...; ) byłam na wolontariacie w Kustodii i przychodziłam także na Adorację. Starałam się przychodzić każdego dnia. Myślę, że nie tylko chodzi o umiejętności praktykowania takiej formy modlitwy jaką jest trwanie w ciszy przed Jezusem ale po prostu chęć bycia przed Nim. Wszystko inne jest łaską. Zupełnie niespodziewane rzeczy się dzieją w tej Krypcie. W ciszy. To był pięknie dobry czas.
OdpowiedzUsuńszczerze i po chrześcijańsku zazdroszczę dotykania piątej Ewangelii
OdpowiedzUsuńnie trzeba zazdroscic tylko trzeba przyjechac ;)
OdpowiedzUsuńGlory!
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńOj Adam, Adam...
OdpowiedzUsuń