Miłość Jezusa nawet do faryzeuszy

Wczoraj, kiedy pochyliłyśmy się ze wspólnotą nad Słowem Niedzielnym - Mt 23, 1-12 - po raz kolejny doświadczyłam jak Słowo Boże działa z wielką mocą we wspólnocie. Choćby mi się nie wiem jak nie chciało iść na spotkanie Lectio Divina czy miałabym jakąś ogromną  niechęć do spotkania z kimkolwiek (no co, przecież zakonnica też człowiek!) to takie spotkanie jest zawsze uzdrawiające. Bo w centrum jest Jezus. Bo to nad Nim "pochylamy się". Więc jak ma nas nie przemieniać? Piszę nas, bo wierzę, że moje doświadczenie nie jest odosobnione i, że wielu i wiele z nas doświadczyło lenistwa, zniechęcenia czy braku sensu w podejściu do Słowa, a kiedy człowiek się przemógł (100 % dzięki łasce Bożej), to jeszcze Bóg "odpłaca" światłem, umocnieniem, pokojem (nie spokojem!) i jakąś taką przedziwną radością.
Wczoraj wyszłam z tego spotkania wspólnotowego wokół Ewangelii niedzielnej z przekonaniem jak bardzo drodzy byli Jezusowi faryzeusze. Jak bardzo Jezus walczył o nich! Już nie tylko mówiąc źle do nich o nich samych, ale przestrzegając innych przed ich negatywnym wpływem. Jak bardzo zależało Mu na poruszeniu ich serc.
Ale jedno im przyznał: mają wiedzę. Tylko nie potrafią jej zastosować.
I pozostałam z pytaniem do samej siebie: jak relacja z Jezusem, znajomość Pisma św., znajomość i doświadczenie Ziemi św. zmienia moje życie? Czy bardziej wierzę w Jezusa? Czy bardziej Go kocham?
Na pewno trochę bardziej lubię faryzeuszy.


Komentarze

  1. Miriam jak dobrze, że znów piszesz! Brakowało mi Ciebie. Mam kilka takich stałych miejsc, do których zaglądam w ciągu dnia, bądź tygodnia. To jedno z nich :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz