Nienawiść według Jezusa...Łk 14, 25-33

 Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. 

      Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. 
      Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. 
      Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem». 

W Biblii Paulistów znajdziemy łagodną wersję początku tego tekstu, która brzmi: Jeśli ktoś przychodzi do mnie, lecz bardziej miłuje swego ojca i matkę, żonę i dzieci...
Ciekawe, bo słowo greckie użyte na określenie relacji z bliskimi w tym tekście naprawdę oznacza nienawiść. 
Jaka jest ta nienawiść Jezusowa? Znów doskonale wpisuje się ta ewangelia w kontekst tego co przeżywamy dziś w Polsce. Ale jak to bywa ze Słowem Bożym, jest też ponadczasowe. I ożywa wraz z tym, kto je czyta.
Ważne, aby przyjąć je jako Słowo dla mnie na dziś. 
A dziś to Słowo mówi mi, że człowiek nazywający się katolikiem, jeśli chce naprawdę iść za Jezusem, a więc naśladować Go, ma mieć odwagę do innego myślenia. 
Dziś więcej zauważam ludzi walczących o swoje prawa do inności, którzy są spoza Kościoła, niż katolików walczących o prawo do konsekwentnego wyznawania i praktykowania wiary. Czy czekamy na taki czas, że będziemy mniejszością i wtedy zaczniemy znów walczyć o prawo do naszej inności?
Cała trudność chyba polega na tym, że nie bierzemy pod uwagę, że ktoś kto ma poglądy i system wartości związany z wiarą chrześcijańską, nigdy nie będzie popularny. Bo takie poglądy niosą za sobą cierpienie, odrzucenie. Ktoś, kto pisał ten fragment Ewangelii pod natchnieniem Ducha Świętego, nie upiększył tej prawdy. Napisał jak jest. Ten człowiek miał już doświadczenie Krzyża Chrystusa, bo tak nazywa skutki pójścia za Nim.

A za Jezusem szły tłumy. Nie wiemy, kto wśród nich był. Ale Jezus nie szukał pięknych słów aby się im przypodobać. Głosił prawdę, za którą oddał życie jak wielu innych, którzy poszli za Jego śladami. 
I zadaję sobie pytanie: zaryzykuję utratę relacji ze znajomymi, np. na Facebooku, kiedy trzeba nie zgodzić się z ich poglądami? Zaryzykuję wyrażenie mojej opinii jako katolik a nie pseudo - katolik wobec wyśmiania mnie, obrzucenia wyzwiskami?
Mówiąc o sobie, że jestem katolikiem, osobą wierzącą, jestem naprawdę świadom co za tym idzie? Jakie nauczanie Kościoła, Tradycja, która jest moją, jeśli deklaruję się jako katolik?
Czy łatwiej jest napisać czy powiedzieć, jestem z rodziny wierzącej ale...
Jasne, że łatwiej. 
Ale prawdziwiej jest nie zmieniać nauki Jezusa. I wybór bycia katolikiem pociąga za sobą bardzo jasne konsekwencje. 
Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.
Jezus jest bezkompromisowy.


Na zdjęciu są dwa drzewa. Oba nad pięknym Jeziorem Galilejskim. Można być katolikiem, który idzie za Jezusem, a można tylko nazywać się katolikiem...
Tak więc ten, któremu sie wydaje, że stoi, niech uważa, aby nie upadł. 1 Kor 10, 12 

Komentarze